Przejawiają się opinie, że to taka bajeczka z tym Jackiem i Rose. Nie zgadzam się z tym poglądem. Wydaje mi się, że jakoś prześlizgujemy się nad słowami, które wypowiada Jack do Rose. A to bardzo mądry życiowo człowiek. Ja go nazwałam facetem marzeń.
Odbiór filmu zależy od tego na jakim etapie życia jesteśmy i w jakich warunkach żyjemy. Wydaje mi się, że jeżeli reżyser umie przekazać coś ludziom, którzy są właśnie na różnych etapach życia, to można go określić wielkim reżyserem.
Przed laty spotkałam koleżankę, która zaczynała mieć poważne problemy i ona powiedziała mi, że uratowała ją opera mydlana, w której był poruszony ten problem. Dzięki tej operze wzięła się w garść i nie wpadła w nałóg. Wtedy zaczęłam się zastanawiać co jest ważniejsze. Czy film, który jest dziełem sztuki, czy jakiś serial, który ratuje człowieka. Chyba jedno i drugie jest potrzebne, tak pomyślałam.
Do tego wpisu skłoniła mnie też rozmowa, jaką miałam na temat tego filmu z moją przyjaciółką, zresztą bardzo dobrym człowiekiem. Nie zauważyła ona żadnej wyjątkowości w jego scenariuszu. Ja też oglądałam go parę razy i oprócz dramatyzmu tamtych wydarzeń, wspaniałego statku, pięknej historii nie widziałam w nim nic wyjątkowego pod względem jakiś przesłań. Natomiast jak znalazłam się w życiowej sytuacji pod linią wody popatrzyłam na ten film zupełnie inaczej. To mało powiedziane. Jack Dawson swoimi słowami również mnie uratował od zagłady. Jack powiedział do Rose:
Musisz wyświadczyć mi przysługę. Obiecaj mi, że przeżyjesz, że się nie poddasz, choćby nie wiem co, choćby zabrakło nadziei, obiecaj mi to to teraz Rose. Nigdy się nie poddadsz.
You must do me this honor... promise me you will survive... that you will
never give up... no matter what happens... no matter how hopeless...
promise me now, and never let go of that promise.
Przydołowany człowiek ogląda ten film, słyszy na końcu słowa Jacka i sobie myśli. Czym są moje problemy w porównaniu z tą tragedią półtora tysięcy ludzi na tym mroźnym Atlantyku? Czy to w ogóle można porównywać? Odpowiadam sobie: nie można. Rose była w strasznej sytuacji, złożyła zobowiązanie Jackowi słowami:
Nigdy się nie poddam.Ona została sama na tym Atlantyku, ja nie jestem. Jej nie mógł nikt pomóc, ja jestem wśród ludzi. Ona się nie poddała, to ja mam się podać? Nie poddam się i się nie poddałam. Gdyby nie ten film to co by było? Jak to się mówi, czasami człowiek jest na zakręcie swojego życia i coś spotyka, co sprawia, że droga robi się prosta. Ja spotkałam ten film i od tego czasu zaczęłam zgłębiać historię tego statku. To mu się należy, Cameronowi także.
A tak na koniec o kapitanie Titanica. Kapitan Smith po rozmowie z konstruktorem Titanica, kilkadzisiąt minut po katastrofie zupełnie się zmienił. Z bardzo dobrego dowódcy w jakiegoś nieistniejącego człowieka. Brakowało mu Jacka Dawsona i jego słów o niepoddawaniu się choćby nie wiem co. Gdyby ktoś mu to powiedział...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz